XIII OBOZU OBSERWACYJNEGO PKiM

SPRAWOZDANIE Z XIII OBOZU OBSERWACYJNEGO PKiM
(czyli Patrz, Kurde, Idzie Milicja!!!)
21 SIERPNIA - 7 WRZEŚNIA 2003

[od redakcji - tekst należy czytać z wielkim przymrużeniem oka]

Wysoki Sądzie, to było tak...
W dniach 21.08. - 07.09. miał miejsce XIII Obóz Obserwacyjny PKiM. W założeniu miał być to obóz dla doświadczonych obserwatorów, ale i tak zjawiło się dużo "świeżego mięsa". Zainteresowanie imprezą było ogromne, organizatorzy musieli wybrać dwudziestkę szczęśliwców. Odrzucono kandydatury m.in. prezydenta Lecha Wałęsy czy el Kommendante Ernesto "Rewolucja w POP-ie" Guevary. Lista uczestników znajduje się na stronie PKiM.
Miejscem akcji była Stacja Obserwacyjna Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego w Ostrowiku - komfortowy obiekt, z pełnym wyposażeniem lodówkowo-sanitarno-rekreacyjnym oraz szybkim dostępem do baru i jabłek. Do dyspozycji obozowiczów były, poza podłogą w pokojach, lodówki, kuchnia, towarzystwo stróża i sprzątaczki oraz olimpijski stadion piłkarski, mogący pomieścić 100 widzów (z lornetkami, na tarasie głównego budynku). Warto również wspomnieć o nowym boisku do siatkówki (a raczej kablówki lub linówki) oraz gejszach i jakuzi. Obozowicze, krótko mówiąc, mieli wspaniałe warunki do prowadzenia obserwacji (w obu formach - zarówno monitora jak i oczu koleżanki).
Dzień obozowicza wyglądał przeważnie podobnie. Pobudka między 10 a 16, w międzyczasie śniadanie i wypełnianie raportów przez spóźnialskich. Później obowiązkowa wizyta w TymBarku, na posiłek oczywiście, chwila wolnego i obiad w okolicach 20:00. Od około 21ej obozowicze czatowali w pełnym ekwipunku na dobrą (czyt. obserwacyjną) pogodę. Kto po obserwacjach miał jeszcze siły i ochotę, szedł do Celestynowa na kolację (nie wcześniej niż 6:00). Dzień kończyło się w śpiworze (nieważne gdzie) najpóźniej o 10ej, a co niektórym dwa dni zlewały się w jeden.
Na obozie panowała iście braterska atmosfera. Nikt nikomu nie podkładał świń, co najwyżej krowy i kury z pobliskiego gospodarstwa. Kandydaci na obserwatorów mogli liczyć na fachową poradę bardziej doświadczonych koleżanek i kolegów, oczywiście za drobną opłatą w postaci jogurtu, jagodzianki czy po prostu zakupów w Celestynowie. Było naprawdę wesoło, o czym może świadczyć zawiązanie się Pracowni Kabaretowej i Muzycznej, której członkami została cała nasza Polska, Kompletnie Inna Młodzież. Pracownia owa zajmowała się głównie wesołą tfurczością przez duże TFU. Efektem jej pracy jest chociażby wiele piosenek obserwatorskich ("Teraz jest nocka kto nie obserwuje, temu klocka"), czy też niezliczona ilość finezyjnych rozwinięć skrótu PKiM. Największe zasługi w stworzeniu tej pracowni miał Przemek "Brahi" Żołądek.
Następstwem powstania Pracowni Kabaretowej... było zwołanie któregoś tam (nawet sam Prezes Kamil "Zło" Złoczewski w swojej wielkiej mądrości na internecie nie mógł się doliczyć którego) Walnego Zebrania PKiM. W atmosferze spalonych na ogniu kiełbasek podjęto decyzję o utworzeniu Sekcji ds. Głupoty. Za jej ojca i matkę należy uznać Darka Dorosza. Był on jednym z kandydatów do zarządzania ową sekcją, obok wspomnianego już Brahiego oraz Xyśka Hełminiaka. W pseudo-demokratycznym głosowaniu wygrał ten ostatni i jako pierwszy w historii PKiM zajął zaszczytne stanowisko Klauna Pracowni. Prezes Kwiczał i Majaczył.

Podczas całego obozu nastąpiła swoista rewolucja w strukturze PKiM. Oprócz Pracowni Kabaretowej... czy Sekcji ds. Głupoty utworzona została Sekcja Filozoficzna, na czele której stanęła Ania Pałasz, Pracownia Kina i Melodramatów, którą zarządzał Andżej Skoczewski, Sekcja ds. Kontaktów z Ludnością Autochtoniczną i Krowami, na czele z Ewą Zegler (motto: "Gdzie ja byde krowy pasł, do &*#$% wafla!"), czy Sekcja Biologiczno-Chemiczna, pod dowództwem Karoliny "Vampyrcio" Pyrek, która własnoręcznie upędzała wino z dżemu, hodowała grzyby na ścianie, badała wytrzymałość ogórków w niskiej temperaturze i rozmnażała ćmy. Nie brakowało również odpowiedniej dawki ruchu. Rozegrano trzy mecze piłkarskie i kilka quasi-siatkarskich. Wyniki spotkań footballowych mówią same za siebie. Nie będę ich tutaj przytaczał, gdyż nie chce robić niektórym obozowiczom wstydu i nie chcę podpaść, ani Allahowi, ani Wielkiemu Manitou, do których modliły się walczące drużyny (o Kriszno, miej mnie w swojej opiece, hare hare!!!). Zainteresowanych odsyłam do "Zapisków Ostrowickich, sierpień/wrzesień 2003". W spotkaniach siatkarskich drużyny zwycięskie wykazywały więcej ludzkich uczuć i oddawały punkty "ku uciesze przegranych". Kto nie chciał grać, chodził do Celestynowa lub jeździł na rowerze Vampyrci (za opłata oczywiście). Zaobserwowano nawet przypadki joggingu.
Ale nie samymi rozrywkami żył XIII Obóz Obserwacyjny. Było również wiele pracy. Pierwsza połowa stała pod znakiem testów lornetek, które przeprowadzała Sekcja Obserwacji Teleskopowych, z Konradem Szarugą na czele. Lornetki walały się dosłownie wszędzie. "Laikom" nie wolno było ich nawet dotknąć, bo "drogie i jeszcze pobrudzisz". Ciągle tylko jakieś zdjęcia i pomiary. Długie godziny pracy teleskopowych nie poszły oczywiście na marne. Wyniki testów do wglądu na stronie PKiM. Obserwatorzy wizualni również mieli wiele pracy, mimo iż pogoda przeważnie nie rozpieszczała, prawie każdej nocki ktoś prowadził obserwacje i skrzętnie powiększał naszą bazę danych. Dopiero ostatnie noce okazały się na tyle ładne, że Pożeracze Konserw i Mielonki mogli swobodnie obserwować nawet siedem godzin (jeśli nie więcej). Najwięcej czasu "na polu" spędziła Vampyrcia, zakończywszy XIII Obóz Obserwacyjny z bardzo dobrym wynikiem. Gratulacje!

W nagrodę, Karolina otrzymała uśmiech Prezesa, odciśnięty w betonie (uzbrojonym, p zęby). Godna pochwały jest również postawa "żółtodziobów", którzy z uśmiechami na twarzach niemal wybiegali na obserwacje (nie ma jak odrobina narcyzmu;) ).
...A było co obserwować. Na czas trwania obozu przypadło m.in. maksimum aktywności roju alfa-Aurygidów, czy końcówka Perseidów. Niebo uraczyło nas również dwoma pięknymi bolidami, z których jeden wciąż jest jednak przedmiotem dykusji (raca?). Nie próżnowali Dar(e)k Dorosz i Ania Lemiecha w swoich obserwacjach Słońca. Nie obijali się także obserwatorzy autochtoniczni, całe nocki spędzając na swojej dumie - "ostrowickiej sześćdziesiątce" (kopułowali, znaczy się). Cześć ich pamięci.
Myślę, że uczestnicy byli zadowoleni z wyników swoich obserwacji. Tym bardziej, że nie tylko klasyczne meteory moża było zobaczyć. Na ten przykład, czwórka obozowiczów donosiła o "satelicie lecącym zygzakiem". Czyżby UFO nad naszymi ziemiami? E.T. go home? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że nad ostrowickm niebem zaobserwowało kilka nietypowych rojów. Ponownie sporą aktywność wykazały Deszczydy oraz Zwidydy, regularnie pokazywały się Kiepidy i Drutydy (po kilka każdej nocy), zdarzały się przypadki Ogryzkidów, Nietoperzydów, Ptaszydów i Komórkidów, a nawet wyjątkowo niebezpiecznych Popkornidów. Mimo sporych szans i wielkiej nadziei obozowiczów, nie udało się jednak zaobserwować wyjątkowo tajemniczego, acz efektownego roju fajerbolidów. Może następnym razem. Zainteresowanych odsyłam do "Zapisków...".
Wiadomo jednak powszechnie, że byle kto obserwować nie może. Pamiętając o tym, starsza kadra zorganizowała nędznym wołkom zbożowym prawdziwy chrzest, po którym mieli one i oni zaszczyt wstąpić do elity ludzkości. Pod chytrym pretekstem zrobienia zdjęć grupowych w nocy, "młodzi" zostali wyprowadzeni do lasku, odebrano im wszelkie źródła oświetlenia, dano mapki i świeczki i puszczono na pastwę los, a raczej "starej kadry". W lesie nędzne wołki zbożowe miały do wykonania kilka pomysłowych i ...eee... pomysłowych zadań (nie powiem ani słowa o tych prezerwatywach, ani mru mru).. Na końcu drogi czekało ich spotkanie u Otwartych Wrót Uranii z samą Karoliną Vampyrcią, która dokonała ich zaprzysiężenia i pasowała na Obserwatorów. Ci, którzy na chrzest się nie załapali (czyt.: Kamil Szewc) mieli przeprowadzić obserwacje bolidów dziennych. SZEKA spisał się dzielnie, rejestrując trzy przypadki takowych. Warto nadmienić, że najbardziej poszkodowani podczas chrztu byli ci najbardziej doświadczeni, gdyż wrócili do budynku umazani domestosem, pianką do golenia i miodem, za co Mułła vel. Michał Jurek musiał odpokutować.
Tym pozytywnym akcentem kończę swoje zeznania Wysoki Sądzie. Tak właśnie przedstawiał się XIII Obóz Obserwacyjny Palaczy Kraku i Marihuany. Ci biedacy teraz pewnie leżą gdzieś na polach, koło swoich domów i wypatrują tych spadających gwiazd. Życzymy im powodzenia.

Xysiek Hełminiak (HELKR)